top of page

Pan świerkowej polany


Po długiej podróży przyleciał, jest!


Jakiś czas go nie było, więc musiał zajrzeć we wszystkie zakątki swojego rewiru. Trochę się tu towarzystwo rozpanoszyło przez te kilka miesięcy. Czarne jak smoła na rozgrzanym słońcu kruki, umościły sobie przytulne gniazdo całkiem niedaleko jego lokum. Sąsiedzi w przeciwieństwie do niego już cieszą się swoim potomstwem, które z czubka majestatycznego świerka ma widok na całą okolicę. Ojciec kruk zaciekle broni swojego rewiru, nie straszny mu żaden drapieżnik, nawet On!


Jego gniazdo trochę ucierpiało podczas jesiennej burzy, ale podstawa wciąż tkwi w rozwidleniu rosłego buka. Za kilka dni będzie jak nowe. Kilka świerkowych gałązek i suchej trawy rozwiąże problem podniszczonego lokum. Wciąż jeszcze czeka z jego meblowaniem póki, nie wróci ona - Pani świerkowej polany.


Zaraz, zaraz a ten, czego tu?! Bursztynowe oczy lśnią w słońcu a siwa głowa i klinowaty biały ogon nie pozostawia złudzeń. Świerkowa polana stanowi również część jego rewiru, choć w przeciwieństwie do niego ten nieco ociężały ptak pozostaje tu na zimę. On, choć dwa razy mniejszy wzbija się w powietrze i kilkukrotnie przypuszcza atak na intruza. Raz z lewej raz z prawej, aż wielkie ptaszysko łamie gałąź, na której siedzi. Więcej zrobić nie może, siada, więc na czubku suchej brzozy i skrzeczy o pardon krzyczy. Ogromne ptaszysko zrywa się i odlatuje. On pręży się na suchej brzozie, opuszcza głowę i skrzydła niczym mityczny gladiator prężący muskuły po wygranej bitwie i krzyczy. Nie bez kozery zwą go krzykliwym. Słychać go w najdalszym zakątku rewiru.


Powrócił i następne pięć miesięcy On będzie Panem Świerkowej Polany.



bottom of page